Berlin, miasto kamieni
Jason Lutes
Wyd. Kultura Gniewu
Powieść graficzna amerykańskiego rysownika Jasona Lutesa – Berlin, miasto kamieni – to ponad 200-stronicowy komiks opowiadający o losach niemieckiej stolicy w burzliwych czasach Republiki Weimarskiej. Akcja została umieszczona w Berlinie w okresie od września 1928 r. do maja 1929 r., choć autor posługuje się licznymi retrospektywami.
Opis:
Głównymi bohaterami opowieści są Marthe Müller, pragnąca studiować malarstwo oraz niezależny dziennikarz Die Weltbühne Kurt Severing, Obok tych dwojga pojawiają się liczne postaci, żyjące w rzeczywistości przed narodowymi socjalistami: szef Kurta - Carl Osssietzky, koledzy Marty z Akademii – Anna, Richard, Willi, Erich, Max i Heinrich. Wśród drugoplanowych bohaterów wyróżnia się żydowska rodzina Schwarzów, której zasymilowanie nie uratuje przed nazistowskim Endlösung. Na kartach Berlina, miasta kamieni daje się wyczuwać gorącą atmosferę rozpolitykowanej stolicy Niemiec. Galerię postaci, charakteryzuje zaangażowanie w działalność partii politycznych. Dominujący w komiksie są komuniści (Immenthaler, Otto, czy Gudrun) oraz narodowi socjaliści (Braun, Heinz i Strasser). Komiksowe kadry pokazują postaci historyczne, jak chociażby prezydenta Paula von Hindenburga, szefa niemieckiej kompartii Ernsta Thälmanna, czy NSDAP-owskiego gauleitera Berlina – Josepha Goebbelsa. Choć w przypadku tego ostatniego, pokazanego epizodycznie, autor nie zapomniał, że Goebbels był określany mianem Marata Czerwonego Berlina, zmory i chochlika historii. żałować należy, że nie pojawił się jego tytuł prasowy Der Angriff, projektowane plakaty, czy organizowane piwiarniane burdy i strzelaniny, jak na Dzikim Zachodzie. To mogłoby fantastycznie współgrać ze specialite tych czasów – kabaretem, gdyż komiks Lutesa, jakby od niechcenia i tylko jednorazowo trafia do gęstej atmosfery kabaretowego Podbrzusza.
Jednym z ciekawszych zabiegów formalnych jest wykorzystanie rozważań bohaterów. Ich przemyślenia zostały skonfrontowane z ich wypowiedziami, co pozwoliło na łatwiejsze scharakteryzowanie Berlińczyków, pojawiających się w kadrach. Autor nie zapomniał o zaprezentowaniu niemieckiego przywiązania do pedanterii i porządku, co najlepiej oddała retrospektywna scena z 1918 r., gdy tłum omijał trawnik, uciekając przed strzałami zrewoltowanych oddziałów marynarzy. Przejmująco zostały zaprezentowane sceny miłosne, które uniknęły dosłowności, proponując w zamian przyrodnicze alegorie. Mistrzowsko rozrysowane chwile uczuciowych uniesień stanowią o rysowniczej klasie twórcy Berlina, miasta kamieni.
Autorskie dzieło powstawało prawie 10 lat, w ciągu których Lutes drobiazgowo odtwarzał realia przedwojennej niemieckiej metropolii. A była to praca prawie tytaniczna, gdyż twórca musiał zrekonstruować ówczesną architekturę miasta, zniszczonego w czasie II wojny światowej. Podobnie wyglądały prace nad zaprezentowaniem przedwojennej mody, szyldów reklamowych (w tym przypadku zabrakło reklam AEG, które wykorzystywały swastykę kolistą w swym logo) oraz całej miejskiej rzeczywistości, w których rozgrywała się akcja komiksu. Dlatego możemy zachwycać się wyglądem ówczesnych pociągów, tramwajów, samochodów, a nawet sterowców.
Tymczasem w Berlinie, mieście kamieni niepokoi dominująca poprawność polityczna. Dzięki niezrozumiałemu zabiegowi autora dochodzi do hagiograficznego wychwalania komunistycznych herosów – Karla Liebknechta i Róży Luksemburg obok bezkrytycznego przywoływania haseł komunistycznej doktryny, która zniewoliła setki milionów ludzi pod pretekstem równości i wolności. Brak wyraźnego potępienia komunizmu (w przypadku którego nie doszło, do osądzenia jak z narodowym socjalizmem w Norymberdze) pozwolił na liczne artykułowanie zbrodniczej ortodoksji stalinowskiej w komiksie. Ledwie widoczny jest rozłam na stalinowców i trockistów. Brak jest u Lutesa zaakcentowania nieustępliwości komunistów, zwalczających intensywnej socjalistów z SPD niż nazistów NSDAP. Nie widać skuteczności narodowych socjalistów, którzy przecież urzekli robotnicze masy swym ambitnym programem prospołecznym. Umieli odwoływać się do rozpaczy bezrobotnych mas i grali na duszy narodowej z lodowatym wyrachowaniem, a Goebbels zdobył Berlin dla narodowego socjalizmu. Komiks poprzestaje na zaprezentowaniu NSDAP i SA jako brutali, zwalczających obcych rasowo i ideologicznie wrogów. Za absurd można uznać wyretuszowanie swastyk ze sztandarów nazistowskich (spowodowane zapewne myślą o publikacji komiksu na rynku niemieckim). Jednocześnie sierpy i młoty są pokazywane bez żadnych ograniczeń, mimo dziesiątek milionów ofiar komunistycznych eksperymentów. W Berlinie, mieście kamieni widać ofiary po stronie czerwonych, ale brak zabitego przez komunistów szturmowca SA, Horsta Wessela.
Mimo tych nieścisłości amerykańskiego autora poznajemy dzieło ciekawe do którego obiekcje mogą mieć tylko fascynaci historii. Z drugiej strony jakże barwnie wyglądałaby narracja komiksu, gdy autor wybrał okres 1933-1934, gdy większość zwolenników KPD, SPD, liberałów i chadecji porzuciła swe legitymacje. Właśnie ich transformacja mogłaby być o wiele ciekawszym procesem do zaprezentowania na kartach komiksu, szczególnie, że kilka lat później zwolennicy KPD czy SPD bez szemrania angażowali w niemieckim ludobójstwie, czego dowodem chociażby niesławny 101. rezerwowy batalion policyjny z czerwonego Hamburga (choć może porównanie robotników z portowego miasta z tymi ze stolicy może wydawać się dla niektórych niestosowne).
W sumie Berlin, miasto kamieni to solidna powieść graficzna, która w polskiej edycji zachwyca swą staranną szatą graficzną, w tym zewnętrznym upodobnieniem komiksu do przedwojennego notatnika Mimo wytkniętych nieścisłości tego komiksu nie można przegapić.
Hubert Kuberski
dodano: 2010-07-14