AGENT Z KATOWIC
Henryk Szczepański
W 1863 roku Katowice nie były jeszcze dużym ośrodkiem przemysłowym ani nawet miastem, ale wsią. Było tu kilkadziesiąt sklepów i zakładów rzemieślniczych oraz prawie 200 domów. Jeden z nich, stojący w pobliżu dworca kolejowego, należał do piekarza Ottona Standtke. Mieścił się w nim sklep z cygarami i tabaką, w którym miejscowych fajczarzy i tajemniczych przybyszów zza rozbiorowych kordonów witał Stanisław Maciejewski.
Zawsze uśmiechnięty i rozsądny, zachwalał swą trafikę i wyroby. Chętnie plotkował, dzielił się politycznymi nowinkami, a bardziej zaufanym podsuwał „Głos z Paryża i Genui”. Dowcipkując, odprowadzał gości aż na stacyjne perony. Jedni po niespełna kwadransie przejeżdżali przez most nad Brynicą, aby znaleźć się w Kongresówce rządzonej przez carów z Petersburga. Inni kilka kilometrów dalej przekraczali granicę na Przemszy pod Mysłowicami i wjeżdżali do Małopolski zagarniętej przez habsburskich cesarzy. Na Górnym Śląsku panowali wtedy pruscy królowie. Katowice powiązane torowiskiem z siecią Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej pełniły rolę niemieckiego okna na wschód. Podczas powstania styczniowego krzyżowały się tu trasy polskich emisariuszy kursujących pomiędzy Warszawą a Poznaniem, Paryżem czy Genuą.
POWSTAŃCZA KONTRABANDA
Maciejewski zamieszkał z żoną i synem w Katowicach w maju 1861 roku, mając 47 lat. U Standtkego wynajął mieszkanie i lokal, w którym prowadził filię wrocławskiego Składu Cygar Importowanych oraz Kantoru Informacyjnego i Komisowego „Bronisław Ostrzycki”. Tylko kilka osób wiedziało, czym naprawdę się zajmował.
Przez katowickich kolejarzy, pocztowców, rzemieślników i ludzi zatrudnionych w okolicznych fabrykach był uważany za swego. Sprawdzonych kompanów miał w kopalniach Ferdinand w Bogucicach, Morgenroth w Janowie, Waterloo w Dębie i Cleofas w Załężu. Górnicy dostarczali mu materiały wybuchowe, giserzy – sztaby ołowiu, drukarze – propagandowe pisma i broszury, a nawet części do maszyn typograficznych. Gdy w Kongresówce wybuchło powstanie styczniowe, wśród gości Maciejewskiego coraz częściej pojawiali się dostawcy broni i amunicji.
Nie wszystkie misje kończyły się sukcesem. 29 maja 1863 roku przy odprawie pociągu do Sosnowca żandarmi pruscy odkryli w jednym z wagonów podwójne dno. Zarekwirowali 42 szable kawaleryjskie i trzy paczki z prochem. To wszystko miało powędrować do Królestwa Polskiego i trafić do powstańczych kryjówek.
Kazimierz Skiba, ostatni polski wójt Katowic, z żoną, fotografia z końca lat pięćdziesiątych XIX wieku
Oddanych przyjaciół Maciejewski miał w pobliskim Sosnowcu za rosyjską i w Szczakowej za austriacką granicą. Na stacji Mysłowice nad przerzutem broni czuwał katowicki kupiec Szymon Kuźnicki. W Dąbrowie Górniczej dobrze zamaskowanym odbiorcą przesyłek Maciejewskiego był tandem: urzędnik kolejowy Andrzej Goldman oraz spedytor Andrzej Twarzyński.
Do tajnej sieci informatorów należeli konduktorzy i maszyniści pociągów kursujących między Katowicami i Wrocławiem. Maciejewski zlecał im nielegalne załadunki i transporty publikacji nawołujących do insurekcji, uzbrojenia, a nawet prasy drukarskiej, która szczęśliwie dojechała aż do Warszawy, by służyć centralnym władzom powstańczym. Teodor Heneczek, wydawca i redaktor „Zwiastuna Górnoszląskiego”, w pobliskich Piekarach drukował ulotki kolportowane później w Królestwie. Wanda Malczewska, bratanica sławnego malarza Jacka Malczewskiego i krewniaczka Siemieńskich z nadgranicznego Zagórza koło Sosnowca, później błogosławiona – kandydatka na ołtarze Kościoła katolickiego, wspierała Maciejewskiego w politycznej kontrabandzie i organizowała pielgrzymki Zagłębiaków do piekarskiego sanktuarium ks. Alojzego Ficka. Apelowała: Z serc polskich winniśmy zbudować przez granicę pomost do naszych braci Ślązaków, aby ich serca powiązać z naszymi.
Dworzec kolejowy w Katowicach, na którym Maciejewski spotykał się z emisariuszami konspiracji niepodległościowej
Maciejewskiemu udało się pozyskać kilku katowickich Niemców. Posadzkarz Carl Lehmann i piekarz Ferdynand Zips udostępniali swoje adresy dla korespondencji ekspediowanej i odbieranej przez Maciejewskiego. Dostawą broni trudnił się Stremer. Sprawę polską wspierał też Izraelita Posner. Połączyła ich sympatia dla Polaków, ale przede wszystkim niechęć wobec konserwatywnej i represyjnej polityki dworów europejskich, które solidarnie zwalczały ruchy modernizacyjne i narodowowyzwoleńcze. Takie nastroje wzmacniała propaganda rodzącego się ruchu proletariackiego: Karol Marks piętnował „Prusaków-kanalie” wysługujących się despotom z Petersburga oraz wzywał Niemców do składania datków na rzecz powstania.
MATKO BOSKA, DOPOMÓŻ POLAKOM…
Zainteresowanie Ślązaków polską rewolucją dawało się zauważyć na katowickim jarmarku, na którym handlowano też książkami i rozmaitą bibułą. Bukiniści oferowali m.in. podobizny gen. Langiewicza w towarzystwie adiutanta – słynnej emancypantki Anny Pustowójtówny. Jej legenda pobudzała wyobraźnię młodzieży. Prasa doniosła, że młoda Niemka z Wrocławia porzuciła dom rodzinny i napisała w liście pożegnalnym, że udaje się do „polskiego powstania”. Utrzymane w sensacyjnym tonie broszurki przypominały też, że Langiewicz studiował we Wrocławiu, był oficerem pruskiej artylerii w Berlinie, miał związki ze sławnym bojownikiem o zjednoczenie Włoch Garibaldim i szkołą polskich spiskowców w Piemoncie. Dobrze się sprzedawały razem z mapami „dawnego Królestwa Polskiego” albo „polskich obszarów Rosji, Austrii i Prus”.
Trójkąt trzech cesarzy u zbiegu granic zaboru rosyjskiego, austriackiego i pruskiego. Polacy nazywali go kątem trzech złodziei
Sympatię dla polskich insurgentów mieli katowiccy chłopi. Ich ojcowie u boku Napoleona szli na Moskwę, a dziadkowie wspominali udział w powstaniu kościuszkowskim. Patriotyczne tradycje kultywował urodzony w 1812 roku Kazimierz Skiba, ostatni polski sołtys Katowic. Podobnie myślało wielu bogatych katowickich gospodarzy. Do rodaków z Królestwa było im bliżej niż do miejscowych Niemców, pruskich junkrów czy chełpliwych inżynierów z podberlińskiego Charlottenburga, którzy śląskich tubylców porównywali do Indian z amerykańskich rezerwatów.
Za to prasa oficjalna lansowała mit lojalnego Ślązaka – pruskiego patrioty, nie informując o poddanych Wilhelma I, którzy spiskowali albo zaciągali się w powstańcze szeregi. Nic nie napisano np. o procesie wytoczonym Ślązakom z Nowego Bierunia. Z aktu oskarżenia wiemy, że prokurator żądał dla nich kary więzienia, bo podśpiewywali: Matko Boska polska, dopomóż Polakom,/ A tych Niemców, Szwabów, pociepaj do krzaków.
WPADKA I OSKARŻENIE
Jako agent reprezentującego stronnictwo Czerwonych Komitetu Centralnego Narodowego, a następnie powstańczego Rządu Narodowego Maciejewski działał pod kryptonimem „M 52". Jego nadgraniczna ekspozytura należała do najważniejszych w tajnej siatce polskich demokratów rezydujących w Paryżu i sprawujących polityczne zwierzchnictwo nad powstaniem. Powierzano jej zadania wywiadowcze i kontrwywiadowcze. Do obowiązków Maciejewskiego należała m.in. obserwacja agentów rosyjskich delegowanych przez Petersburg do Francji i Saksonii dla inwigilacji polskich spiskowców. Raporty kierował do Wrocławia, do Bronisława Ostrzyckiego, szefa swojej firmy handlowej, konspiracyjnego przełożonego i szwagra w jednej osobie. W listopadzie 1861 roku pisał: W piątek upłynniony [ubiegły] wysłany został za granicę śpieg nazwiskiem Zbożewski, budowniczy drogi petersburskiej, blond, wzrostu wysokiego, lat około 40 liczący. Przy sobie zwykł miewać broń, to jest dwa rewolwery i nawet dubeltówkę. On należy do komisyi śledczej, która ma wykryć, kto sprowadza broń z zagranicy, przez czyją korespondencyją, i zarazem broszury. Jest to niebezpieczna figura. Dlatego proszę Cię, pchnij zaraz do Paryża i Genui z uwiadomieniem o tym, aby wiedziano, jak go tam przyjąć [...].
Wrocławscy konspiratorzy Polskiego Komitetu Demokratycznego, potem przemianowanego na Powstańczy, najczęściej spotykali się w hotelu Pod Złotą Gęsią, a w trafice Ostrzyckiego mieli punkt kontaktowy. Ich szefem był hr. Jan Kanty Działyński z Poznania, prezes Komitetu Obywatelskiego, potajemnie organizujący pomoc Polaków zaboru pruskiego dla powstania styczniowego. Zbierali od wrocławskich Polaków podatek narodowy dla zdobycia funduszy przeznaczonych na zakup broni, dostarczali uzbrojenie i umundurowanie dla oddziałów powstańczych, organizowali przerzuty ochotników do Królestwa.
Działalność komitetu przerwała rewizja nakazana przez prezydenta policji Edmunda Bärensprunga. W kwietniu 1863 roku jego żandarmi wtargnęli do pałacu Działyńskich przy poznańskim Rynku i skonfiskowali „portfel z papierami” zawierający dokumenty demaskujące polskie agentury w Wielkopolsce, na Śląsku i Pomorzu. Wtedy też wpadli na trop Maciejewskiego, o którym już od października 1862 roku raportował agent rosyjski Julian Bałaszewicz: Donosiłem już, że w Katowicach, blisko granicy, mieszka Maciejewski, główny agent przekazujący listy i informacje; można go schwytać z pomocą rządu pruskiego.
Nakaz aresztowania pruska prokuratoria wydała latem 1863 roku. „M 52” trafił za kraty fortu na Winiarach w Poznaniu. Rok później, po kolejnych przesłuchaniach w berlińskim Moabicie, znalazł się pośród 149 Polaków postawionych przed Sądem Najwyższym w Berlinie (część sądzono zaocznie). Oskarżyciel żądał surowych wyroków, twierdząc, że dopuścili się zbrodni stanu i usiłowali wskrzesić państwo polskie w granicach z 1771 roku. Jedenastu – z Działyńskim na czele – dostało karę śmierci. Maciejewskiego niemieccy sędziowie potraktowali mniej surowo, skazując na sześć lat więzienia i dozór policyjny. O jego dalszych losach nic nie wiemy.
Apolinary Kurowski, dowódca oddziału powstańczego, który nocą z 6 na 7 lutego 1863 roku opanował dworzec i rosyjską komorę celną w Sosnowcu
Proces inspirowany przez pruskiego kanclerza Ottona von Bismarcka miał charakter propagandowy – stanowił dowód jego poparcia dla antypolskiej polityki cara Aleksandra II. W pierwszych tygodniach powstania kanclerz zaproponował Rosjanom przymierze nazwane konwencją Alvenslebena. Marzył o pruskiej okupacji Królestwa Polskiego. Wzdłuż jego zachodniej granicy, na przestrzeni 1100 km pomiędzy nadniemeńskim Schmaleningken na północy a Mysłowicami na południu, skoncentrował 60 tys. wojska dowodzonego przez gen. Augusta Werdera. Obawiając się międzynarodowej reakcji, nie wprowadził stanu oblężenia, ale siłom bezpieczeństwa i administracji nakazał przestrzeganie jego rygorów. Patrole w kordonie nadgranicznym używały broni palnej i terroryzowały podejrzanych.
Katowicką ekspozyturę Rządu Narodowego reaktywowano latem 1863 roku. Funkcję rezydenta pełnił Władysław Bieliński, kątem pomieszkujący u wuja Feliksa Bartnickiego. Jego następcą został Jan Aleksander Mierowski, nieślubny syn dawnego właściciela dóbr mysłowickich i katowickich. Od 1848 roku wydawał i redagował „Dziennik Górnośląski". Mieszkał w Rozbarku, organizując polskie organizacje w Bytomiu, Mysłowicach, Rybniku, Woźnikach i Lublińcu. Wszędzie tam czuwali jego ludzie, pośrednio lub osobiście wspierający powstanie. Legenda głosi, że na cele patriotyczne przeznaczył całą fortunę odziedziczoną po ojcu. Prusacy oskarżali go o werbunek Ślązaków do polskiej partyzantki i ścigali listami gończymi.
Zbieg trzech granic u ujścia Brynicy do Przemszy Prusacy obdarzyli mianem Dreikaisereck, co błędnie tłumaczono na polski jako „trójkąt trzech cesarzy”. Okoliczni mieszkańcy na przekór władzy nazywali go kątem trzech złodziei, co Polskę rozszarpali.
SOSNOWIEC 1863
Na Śląsk wieści o zbrojnym zrywie Królewiaków dotarły rankiem 23 stycznia. Przywozili je pasażerowie „wiedenki”. Opowiadali o strzelaninie, jaką słyszeli w pobliżu trasy kolejowej. Katowiczanie nie mogli już wątpić, że zaczęło się to, o czym często plotkowano w domowych pieleszach, w knajpach i na targowiskach. Wieść o wybuchu powstania potwierdzili konduktorzy i maszyniści pociągów nadjeżdżających od strony carskiego imperium.
Dworzec sosnowiecki na pocztówce z drugiej połowy XIX wieku
7 lutego nad ranem oddział powstańczy dowodzony przez Teodora Cieszkowskiego zdobył dworzec (reprezentacyjny budynek przypominający bryłą główny dworzec petersburski), komorę celną w Sosnowcu, który wówczas zwał się Sosnowicami Warszawskimi. Ok. godz. 7 w kierunku Szopienic przez most na Brynicy zaczęli uciekać rosyjscy żandarmi, celnicy i żołnierze. Na przygranicznych szlabanach po bratersku przyjmowali ich pruscy oficerowie i straż graniczna. Umykających Rosjan widzieli młodzi Niemcy idący rano do szkoły: Rozległ się płacz kobiet i krzyki dzieci: polscy powstańcy przeszli przez granicę. Słychać było strzały karabinowe, które rychło umilkły. Moja matka odchodziła od zmysłów – wspominał Anton Klaussmann, wówczas 12-letni uczeń, później uznany berliński dziennikarz. Uciekinierów pruscy ułani konwojowali aż do Katowic. Tam Klaussmann oglądał obozowisko internowanych: Rosjanie mieli dobrą opiekę. Siedzieli wokół płonących ognisk, noc przespali na słomie na wolnym powietrzu, przed chłodem chroniąc się kocami. Zaopatrzono ich w papierosy, tytoń i wódkę, otrzymali pełne wyżywienie na koszt państwa. Pozostali tu przez 3 dni, potem odtransportowano ich do granicy w okolice Lublińca. Gdy ją przekraczali, znów otrzymali broń.
Z gazet niewiele się można było dowiedzieć. Więcej mówiły bałamutne plotki podróżnych przybywających na katowicki dworzec, jakoby w Królestwie pozabijano wszystkich Rosjan, a Polacy mieli już być tak pewni zwycięstwa, że przemyśliwali o odbiciu Śląska, który przecież kiedyś dawno temu do Polski należał.
Prof. Richard Roepell, historyk, rektor Uniwersytetu Wrocławskiego i poseł do Sejmu Pruskiego, podczas parlamentarnej debaty w Berlinie 24 lutego 1863 roku powiedział o Polakach: Taki naród jak ten nie umiera [...]. Jak długo w nim istnieje choćby jeden atom własnej świadomości narodowej, zrywa się i dąży do tego, by odzyskać swoją niepodległość.
CICHY PORT
W Katowicach zatrzymywali się ludzie znani z udziału w ważnych wydarzeniach powstania styczniowego. Wiosną 1863 roku w jednym z hoteli rezydował tu sędziwy, ale wciąż czynny na arenie politycznej Stanisław Barzykowski, mąż zaufania księcia Adama Czartoryskiego, minister w Rządzie Narodowym w 1831 roku.
Na emigrację do Anglii i Francji przemykał tędy ks. Paweł Kamiński, ścigany przez carską żandarmerię. Dzieciństwo spędził w Józefowcu koło Katowic, uczęszczał do szkoły przy obecnej ul. Pocztowej. Jego wuj Jan Kucharz, rzeźnik z zawodu, miał kamieniczkę i masarnię w pobliżu dworca. Udzielił schronienia siostrzeńcowi, który wcześniej wsławił się głoszeniem patriotycznych homilii w warszawskim kościele św. Krzyża, a potem powstańczą kapelanią u gen. Langiewicza i przyjęciem jego uroczystej przysięgi na wierność ojczyźnie. W 1869 roku ks. Paweł powrócił do Katowic, gdzie prowadził działalność duszpasterską. Jako azyl dom Kucharzów był znany wśród uchodźców z polskich powstań narodowych.
NOTA O AUTORZE:
Henryk Szczepański, dziennikarz, zajmuje się historią Górnego Śląska